(Nie, niestety, nie reklamuję Romana, film mi się tak średnio podobał.)
Kiedyś złapałem mysz (taką żywą - istnieją takie! - takie info dla
nolajfów) w pułapkę. Była oszołomiona, ale żyła. Puściłem ją na ogród,
żeby się z nią "pobawił" pies - niech ma trochę z życia.
Trącał ją łapką, doskakiwał, odskakiwał, wąchał, szczekał, nawet
lizał(!) - chciał się bawić. A myszka nic, w ogóle nie zwracała na niego
uwagi, ani, tym bardziej, nie chciała uciekać. Ona już na nic nie miała
siły, a zaczepki były daremne.
Jak z biajkami.
Wyobrażam sobie, jaka jazda jest teraz w firmach biajowych... Trochę Wam, biajki, współczuję.
Rzeź.
P.S.
Drodzy Biajkowie,
Swoją drogą, ciekawi mnie bardzo, czy zrozumieliście coś z naszych, tu,
uroczych, pogadanko-połajanek, a mianowicie, że, w sprzedaży
oprogramowania, najważniejszy jest użytkownik, a nie Wasze ideolo.
Ciekawe, czy zaczniecie teraz wiżualbejzikować (wielu już tak robi), czy
będziecie się bujać z firmy biajowej do firmy biajowej za coraz niższe
stawki, czy też, i też wielu już tę drogę obrało, będziecie wymyślać
coraz to TAŃSZE opcje biajów, łącznie z opensołrsami, w żałosnej
nadziei, że Wasze ideolo jest OK, tylko żarłoczność dotychczasowych
pracodawców była za duża?
Ech, życie... i, żeby nie było, to nie moja wina, tylko Waszej chorej ideologii.
Zapraszam do współpracy.
poniedziałek, 30 stycznia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz